wtorek, 8 lutego 2011

Słowo o emocjach

Kochana K

jako się rzekło w tytule, będę się uzewnętrzniała. Ale, tylko Tobie droga K, bo te dzisiejsze emocje pomiędzy Tobą a mną iskrzyły. Dziś masz tylko, aż 9 miesięcy i choć przeprowadziłam z Tobą krótką rozmowę w cztery oczy, mam poczucie, że tak jakby nie do końca przebiłam się ze swoim komunikatem. A tak, może kiedyś będziesz to czytała...

W życiu matki bywają takie chwile, że cierpliwość choć wydawałoby się bezdenna, nagle się kończy. O! I wtedy w jej miejsce wchodzą takie emocje, jak np. złość. Teraz myślę sobie, że ta złość jest wyrazem absolutnej bezsilności wobec sytuacji.

Sytuacja była taka, że nie chciałaś słodziaku zasnąć kiedy o 16.00 lulałam Cię. Mój trochę większy rozum od Twego podpowiadał mi, że gdybyś nie zdrzemnęła się choć przez 30 min, mogłabyś nie dotrwać do wieczornej kąpieli. No i dokładnie tak się stało.

Dałaś mi w kość. Czekałam na Twego Tatę, żeby szybko wrócił do domu i przejął Cię, bo ja już nie dawałam rady. W takich momentach myślę, że warto przeczekać gorszy nastrój gdzieś na boku. Zniknąć na chwilę, aby się rozładować na czymkolwiek byle nie na drugiej osobie.

To trudne ćwiczenie, ale warto trenować.

Kocham Cię
Mama

wtorek, 1 lutego 2011

9 miesięcy


Kochana K,

dziś są Twoje małe urodziny. 9 miesięcy temu powitaliśmy Cię z Tatusiem na tym świecie. To był wspaniały, piękny dzień. Żadne słowna nie oddadzą jakie emocje nam wtedy towarzyszyły. Godziny sprzed Twego nadejścia skompresowały się do kilku scen, za to moment kiedy dostałam Cię w swoje ręce utkwił w mojej pamięci tak dokładnie. Mówiłam do Ciebie. Jak bardzo Cię kocham, jak się cieszę, jaka jesteś piękna, jak będę się Tobą opiekować i Cię chronić. Ty patrzyłaś na mnie swoimi dużymi szaro-niebieskimi oczyma. Rozglądałaś się po sali, kiedy dotykałam Twoich dłoni. Miałaś, nadal masz, paznokcie i palce Tatusia, miniaturowe kopie.

Teraz słodko śpisz w swoim łóżeczku. Masz 9 pełnych miesięcy. Ważysz 3 razy więcej niż wtedy. Masz blond włosy choć rodziłaś się z ciemno brązowymi. Oczy zostały niebieskie. Jesteś już bardzo samodzielna. Masz swoje zdanie na wiele tematów, choć jeszcze nie mówisz - to Ci nie przeszkadza w wyrażaniu siebie.

Jesteś wspaniała. Wspanialsza z każdym dniem. Jesteśmy z Twoim Tatusiem szczęściarzami, że trafiłaś właśnie do nas. Kochamy Cię nasza K!

Mama & Tato

PS. Nad postem unosi się czekoladowa chmura, którą upiekłam specjalnie dla Ciebie! Jak będziesz trochę większa spróbujesz jak jest wyjątkowa.


Oby do wiosny


Czekam. Tęsknię. Śnię o tobie. Wiosno, kiedy przyjdziesz?

Tak mi smutno i tak źle, kiedy nie ma twego słońca, soczystej trawy, pąków na drzewach, bzów pachnących, ciepłego wiaterku. Wyobrażam sobie jak wspaniale będzie zrzucić z siebie kurtkę, czapkę i rękawiczki; nałożyć buty z odkrytym pedicurem. Teraz dodatkowo wyobrażam sobie jak wspaniale będzie zmienić kółkaw wózku z zimowych na letnie. Moje nadgarstki odpoczną! K też będzie jednowarstwowa, przez co skończą się jej narzekania i płacze spowodowane ubieraniem swetrów, bluz, kombinezonów, wełnianych skarpet i innych zimoodpornych elementów garderoby dziecięcej.

Będziemy jeździć do Moczydła karmić kaczki. Do Łazienek ganiać wiewiórki. Do Fortów Bema na plac zabaw. K już teraz bardzo interesuje się osobnikami jej wzrostu. Dziwi się i bardzo cieszy jednocześnie odkrywając, że na świecie jest więcej ludzi wzrostu +/- 74 cm. Przy okazji, dziś 1 lutego, świętujemy ukończenie 9 miesięcy! Z tej okazji muszę zrobić czekoladową chmurę wg przepisu Nigelli. Składniki gotowe, tylko pretekstu nie było, żeby zjeść coś słodkiego. Teraz jest - najlepszy z możliwych!

Tymczasem, czekając na Panią Wiosnę...




sobota, 22 stycznia 2011

Czule o sobie

Widmo kolokwium ze statystyki wisi nade mną.

Już myślałam, że zbudowałam sobie jako-takie zrozumienie podstaw analiz jedno-, dwuczynnikowych, w schematach mieszanych, regresji i innych... (sigh), niestety przy pierwszej próbie weryfikacji znajomości rzeczonych, okazało się że w głowie mam jeno ból.

Resztką niezmąconego rozumu doszłam do wniosku, że sernik wiedeński może mnie uratować od obłędu. Zadziałało. Z każdym aksamitnym kęsem, czuję, że moje parametry zdrowia psychicznego wracają do normy. Może nawet będę mogła znów zająć się rozwiązywaniem zaległych zadań ze statystyki. Gdybym jeszcze przebrnęła przez pierwsze z brzegu do końca, nabrałabym większej pewności siebie i motywacji.

Sernik się kończy. aaaaa.......

Z Czułego barbarzyńcy nadawałam ja, rozczulona nad własnym losem. Może pójdę na zakupy, te działają lepiej niż sernik i nie idą na boki.

piątek, 14 stycznia 2011

surprise, surprise!

wciąż tu jeszcze jestem!

;)

Od kuchni ewoluuje w czasie i w ukryciu. Teraz mam jakby więcej tego pierwszego, choć nie na gotowanie. Z gotowaniem będę się przepraszała zaczynając od zmiksowanych papek warzywnych, gotowanego żółtka podanego w połowie, tartego jabłuszka. Tak, tak. Głównym i nadrzędnym konsumentem moich potraw, o ile w ogóle można te wytwory tak nazywać, jest obecnie moja mała K.

Obecnie znacznie bardziej od blogów o kulinariach, interesują mnie blogi poświęcone latoroślom. Codziennym zmaganiom matek, tych dopiero wprawiających się.

Dzisiejszy news o procederze mechanicznego oddzielania mięsa od kości uprawianym przez Gerbera utwierdził mnie w przekonaniu, że najlepszym wyborem zdrowotnym jest obiad domowy. Nie ma jak u mamy!


czwartek, 28 lutego 2008

Ciasteczka maślane


100g masla
130g cukru
1 lyżeczka proszku do pieczenia
1 jajo
2 1/2 lyżeczki ekstraktu waniliowego
szczypta soli
2 lyżki mleka
300g mąki

Maslo rozmiksuj do miękkosci, a jesli nie jestes jeszcze w posiadaniu miksera (jak ja) po prosu je rozpusć. Dodaj cukier, ekstrakt, jajo, sól i mleko. Wszystko dokladnie polącz. Do masy stopniowo dodawaj mąkę i proszek do pieczenia zmniejszając obroty miksera do najniższych. Kiedy wszystkie skladniki będą już dokladnie polączone ręcznie uformuj z ciasta kulę lub walec, a dlaczego walec to pozniej. Zawiń je w folię spożywczą i wstaw do lodówki na co najmniej 1 godzinę.

Teraz nadchodzi trudniejszy etap robienia ciasteczek. Do wczoraj bardzo go nie lubilam, ale udalo mi się wypracować sprawną metodę pracy z ciastem, które nie jest wdzięczną masą plastyczną.

Przygotuj dwa kawalki folii spożywczej, na tyle duże żeby rozwalkowana porcja cista mogla się pomiędzy nimi zmiescić. Bez folii ciasto keliloby się do walka, deski i rąk, co mnie doprowadza do furii, bo w tym przypadku lubię jak robota mi się "nie klei".

Teraz odkrywamy tajemnicę walca - z takiego ksztaltu przypominającego grube salami latwiej odkroic foremny plaster. Grubosć zależy od tego jak szybko walkujesz i wycinasz ciasteczka. Jesli nie masz wprawy odkroj cieńszy, żeby ciasto nie zdążylo rozmięknąć, bo z takiego już niczego nie wykroimy. Pozostale ciasto trzymamy w lodówce. Ja trzymam w zamrażalniku, bo częste wyciąganie ciata z lodówki niestety nie sprzyja wykrawaniu ani serduszek ani koniczynek.

Na papierze do pieczenia ukladaj ciasteczka. Piecz je w temperaturze 160 stopni w termoobiegu przez 10 minut aż nabiorą zlocistego koloru. Zanim przelożysz ciasteczka na talerz niech wystygną leżąc na papierze.

Ciaseczka możesz udekorować rozpuszczoną w kilku lyżkach wody czekoladą 70%. W czekoladzie można zatopić platki migdalów czy cokolwiek innego, co akurat mamy pod ręką.

piątek, 28 września 2007

dzień dobry, cześć i czołem

...jestem wesoly Romek, mam na przedmieciu domek. A dokladnie gdzie, o tym później ;-)

Ostatnio na tym przedmiesciu jadlam pieczone pomarancze w sosie waniliowo-karmelowym z prażonymi migdalami. Byly bardzo dobre. A moglyby być lepsze gdyby nie fakt, że bazą do sosu waniliowego bylo mleko skondensowane. Takie samo jak to sprzedawane w tubkach z krówką na opakowaniu. Karmel też zalatywal jakąs gotową polewą toffi do lodów. Można by powiedzieć, coż, to tylko przedmiescia... ale, ale... Restauracja o której mowa jest aspirująca! Wiedeńska.

Trzeba przyznać, że wrażanie zrobila na mnie obsluga. Kelner zanim zdążylam się obejrzeć stal za mną, żeby zabrać ode mnie plaszcz. Przez caly czas byl tam jakby z przyjemnosci, a nie z obowiązku, za który pewnie mu grosze placą. Dlatego dostal napiwek. Takim kelnerom lubię dawać napiwki. Nie lubię za to dawać ich bo ogólnie uznaje się, że biedacy malo zarabiają i należy im się. Nie obchodzi mnie ile zarabiają, bo to nie moja sprawa. Moją jednak rzeczą jest być dobrze obslużoną. Jesli kelner ma muchy w nosie albo mnie w tyle, to tym samym mnie zwalnia z poczucia obowiązku dawania mu napiwku. Bęc! :)