piątek, 28 września 2007

dzień dobry, cześć i czołem

...jestem wesoly Romek, mam na przedmieciu domek. A dokladnie gdzie, o tym później ;-)

Ostatnio na tym przedmiesciu jadlam pieczone pomarancze w sosie waniliowo-karmelowym z prażonymi migdalami. Byly bardzo dobre. A moglyby być lepsze gdyby nie fakt, że bazą do sosu waniliowego bylo mleko skondensowane. Takie samo jak to sprzedawane w tubkach z krówką na opakowaniu. Karmel też zalatywal jakąs gotową polewą toffi do lodów. Można by powiedzieć, coż, to tylko przedmiescia... ale, ale... Restauracja o której mowa jest aspirująca! Wiedeńska.

Trzeba przyznać, że wrażanie zrobila na mnie obsluga. Kelner zanim zdążylam się obejrzeć stal za mną, żeby zabrać ode mnie plaszcz. Przez caly czas byl tam jakby z przyjemnosci, a nie z obowiązku, za który pewnie mu grosze placą. Dlatego dostal napiwek. Takim kelnerom lubię dawać napiwki. Nie lubię za to dawać ich bo ogólnie uznaje się, że biedacy malo zarabiają i należy im się. Nie obchodzi mnie ile zarabiają, bo to nie moja sprawa. Moją jednak rzeczą jest być dobrze obslużoną. Jesli kelner ma muchy w nosie albo mnie w tyle, to tym samym mnie zwalnia z poczucia obowiązku dawania mu napiwku. Bęc! :)

Brak komentarzy: